Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Wychodzę, a właściwie to zostaje wyrzucony przez mojego brata z jego pracowni. Przewracam oczami.
- Taki jak zawsze. - mamroczę pod nosem i ruszam do przodu. Po drodze myślę o dziewczynie, Chloe i w tym momencie znów na kogoś wpadłem.
Muszę się trochę ogarnąć bo jak tak będę chodził i wszystkich taranował to mnie więcej do pałacu nie wpuszczą.
Na szczęście tym razem zdążam złapać dziewczynę za łokcie zanim upadnie. BRAWO! CHOCIAŻ TYLE UMIESZ!
- Wybacz. - mruczę pod nosem i przyglądam się jej dokładnie, wygląda na spiętą i trochę wystraszoną. - Dziś już na kogoś wpadłem... No jeden raz to przypadek ale drugi to już przeznaczenie. - uśmiecham się rozbawiony i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że nadal ją trzymam. - Och. Przepraszam. - szybko ją puszczam i odsuwam się kawałek.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Podnoszę wzrok na osobę, która mnie złapała. To chłopak.
Zaczynam panikować. Rozmowa z kandydatkami jest ciężka. Fakt. Ale rozmowa z chłopakiem? I to przystojnym chłopakiem?
Pomyślał pewnie, że jestem jakaś nienormalna, skoro stoję na środku korytarza i robię zdjęcie oknu. Kurczę. Jestem taka głupia. Powinnam była słyszeć kroki na korytarzu. Powinnam...
Uspokój się, Veronica.
- Przepraszam.. To chyba moja wina - mówię cicho i spuszczam wzrok. - Nie powinnam się tu zatrzymywać.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
Marszczę brwi trochę zbity z tropu.
- Że w sensie na korytarzu? - pytam. - Nie pozwalają stać na korytarzu? Co za idiotycznie zasady. - prycham powstrzymując śmiech i kręcę głową. - To moja wina. Często mi się to zdarza.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Przez chwilę również marszczę brwi, nie rozumiejąc o co chodzi. Robię się czerwona.
Tylko zepsułaś sprawę! On zaraz sobie pójdzie.
- Nie. Pozwalają. Ale nie powinnam. To znaczy robić zdjęć na środku korytarza nie powinnam. - Chowam twarz w dłoniach. - Jejku. Przepraszam. - Śmieję się. - Strasznie się plączę, gdy mówię.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
Macham ręką.
- E tam. Ja też. Większość słów, które opuszczają moje usta nie są przemyślane przez co często nie tworzą spójnej całości. - robię pauzę. - Matko... To zabrzmiało bardzo mądrze. - śmieje się.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Uśmiecham się nieśmiało.
- Fakt, zabrzmiało trochę jak słowa przemądrzałej Trójki. - Uświadamiam sobie, co powiedziałam i trochę się martwię. - Nie jesteś Trójką, prawda?
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
Gwiżdżę.
- Nie. - mrugam do niej i kłaniam się nisko. - Moja droga, jestem Aaron. Wyniosła czwórka. - prostuje się ze śmiechem. - A ty miła? - bawi mnie ta etykieta pałacowa i zwroty. W sumie nie wiem dlaczego. Ale czy to ważne?
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Mam nadzieję, że nie robię się czerwona, gdy nazywa mnie "miłą".
Chichoczę i dygam, choć nie wychodzi mi o najlepiej, bo nigdy mnie nie szkolono jak kandydatki czy nawet pokojówki.
- Lady Veronica Valdes-Eaton. - Przedstawiam się pełnym imieniem i nazwiskiem i podaję mu dłoń. - Niezbyt Rozgarnięta Piątka. - Dodaję tonem, jakby był to zaszczytny tytuł. - Niezmiernie miło pana poznać, Sir.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
Uśmiecham się widząc rumieńce ja jej policzkach.
- Niesamowity tytuł. - kontynuuję poważnym tonem. - A jaki to zawód sprowadził taką arystokratkę do tego pałacu? - mam ochotę wybuchnąć śmiechem ale się powstrzymuję. Chcę zobacyć jej reakcję.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Rozluźniam się trochę. Udaję urażoną.
- To pan tego nie wie? Jestem nadwornym fotografem. Wszyscy wiedzą kim ja jestem. - Mówię. Czy ja użyłam ironii? Marszczę na chwilkę brwi zbita z tropu, ale od razu to tuszuję. - A Sir Aaron czym się zajmuje? Musi być pan z innego zacnego dworu, gdyż znam tutaj wszystkie damy i gentelmanów.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
- Och. Dużą wiedzę pani posiada. - uśmiecham się szeroko. - W chwili obecnej z rodzicami prowadzę restaurację w której jestem prawie szefem kuchni. - mocno podkreślam słowo "prawie".
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
- A cóż to za restauracja? - Waham się chwilę. Unoszę brwi. - Nie wiem, czy udałoby jej się sprostać mym jakże wykwintnym standardom, jednakowoż byłabym skłonna kiedyś zjeść tam posiłek popołudniowy.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
Teraz to szczerze się jak kretyn. Nagle wpadam na pomysł.
- Och droga pani... To wielka tajemnica. Nie mogę jej zdradzić. - Veronica patrzy na mnie zaskoczona. - Ale... - wyciągam do niej dłoń. - Mogę Cię Lady Veronico zaprosić na kolację. - móię rozbawiony.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Zaskoczył mnie. Naprawdę się tego nie spodziewałam. Zbija mnie tym z tropu na tyle, że zapominam o "etykiecie".
- Ja.. To było tak na poważnie? - Pewnie, że na poważnie. Nie ośmieszaj się. - Ja.. Tak. - Robię się czerwona. - Oczywiście.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
Powiedziałem coś nie tak? Drapie się po karku.
- Jeśli nie chcesz to nie musisz. - mówię z uśmiechem. - To tylko propozycja. - wzruszam ramionami.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
- Nie, nie! - Mówię szybko i kręcę głową, nadal cała czerwona. Teraz pomyśli, że nie chciałam się z nim spotkać! - Naprawdę chcę. Ja tylko... Rzadko ludzie mnie zauważają, muszę się przyzwyczaić. - Śmieję się.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
Patrzę na nią zszokowany. Jest na prawdę piękna.
- To niech żałują. - śmieje się. - To w takim razie dziś około 18 na Slauson Avenue? Pasuje?
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Nie wiem, co go zaskoczyło na początku, ale nie potrafię teraz o tym myśleć.
Czy on mnie zaprosił.. na randkę? Co?
Kot zaczyna krążyć wokół naszych nóg zainteresowany sytuacją. Nawet on jest tym zszokowany, skoro nie syczy.
- Jasne - wyduszam z siebie. - Będę na pewno.
"Będę na pewno."? O nie. Jak ja dziwnie mówię.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline
Zerkam na zegarek.
- Cholera! Jak zwykle spóźniony. - zaczynam odchodzić. - Do zobaczenia! - mówię na pożegnanie i prawie biegiem kieruje się do wyjścia.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Idę korytarzem i rozmyślam o Williamie. Czy to przypadek, że mamy takie samo nazwisko? Oczywiście, że tak. Potrząsam głową odganiając niedorzeczne myśli.
Nagle stojący obok świecznik spada ze stolika wprost pod moje nogi. Upadam z krzykiem na posadzkę.
-Aua.-masuję kolano.
Podnoszę się, gdy nagle moją kostkę przeszywa ból. Ponownie upadam.
-Kurde!- Jestem naprawdę zła.
Skręciłam kostkę i nie potrafię wstać. A w pobliżu pewnie nikogo nie ma.
-Halo?!-Wołam.
Cisza.
-Czy są tu jacyś rycerze w lśniącej zbroi?!- wołam.
Ponawiam próbę wstania, ale nic z tego.
-Albo jakieś przystojne wilkołaki.- dodaję.
Offline
Siedzę tu już pół godziny i nikt tędy nie przechodził. NIKT! Jesteśmy przecież w cholernym pałacu! Noga coraz bardziej boli.
-Dam sobie radę sama.- mamroczę.
Klękam na jedno kolano i próbuję dosięgnąć ściany. Po kilku próbach udaje mi się to. W końcu staję na jednej nodze, trzymając się ściany.
Teraz pozostało mi tylko czekać, aż ktoś mnie znajdzie.
Offline
Idę na wartę, która miałem rozpocząć pól godziny temu. Gdy mijam wejście do pałacu, dostrzegam świecznik leżący na podłodze. Tuż obok niego stoi dziewczyna z głowa opartą o ścianę. Jedną nogę trzyma w powietrzu.
- Hej, nic ci nie jest ?- pytam. Podchodzę nieco bliżej, próbując odgadnąć kto to.
Ostatnio edytowany przez Matthew Hay (2016-03-19 18:49:51)
"Czas być może leczy, ale nie przynosi zapomnienia."
Offline
Słyszę czyjś głos i otwieram oczy. Nade mną nachyla się jakiś facet...
-AAA!-wrzeszczę i łapię się za serce.
Wiadomość dodana po 02 min 50 s:
Dyszę ciężko i próbuję złapać oddech.
-Jpdl straszysz ludzi!
Offline
Odskakuję zdziwiony.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że aż tak strasznie wyglądam. - mówię, szeroko się uśmiechając. - Wszystko w porządku ?
Ostatnio edytowany przez Matthew Hay (2016-03-19 18:53:19)
"Czas być może leczy, ale nie przynosi zapomnienia."
Offline
-Strasznie to za mało powiedziane.- Mówię i osuwam się na podłogę.
Przez chwilę panuje cisza.
-Teraz powinieneś zedrzeć z siebie koszulkę i opatrzyć moje krwawiące rany.- Podpowiadam.
Offline