Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
W końcu znalazłam wolną chwilę i poszłam szukać Jake. Zajęło mi dosłownie chwilę by go zlokalizować.
Uśmiechnięta od ucha do ucha podchodzę do chłopaka w mundurze.
- Panie gwardzisto. - mówię rozbawiona. - Chciał pan ze mną pomówić. - próbuję powstrzymać uśmiech.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
- O, witam, szanowna pani kucharko. Cóż to za miły dzień, nie sądzi pani? - kontynuuję jej grę z uśmiechem.
Ostatnio edytowany przez Jake Orlando (2016-03-13 23:32:43)
Offline
Kiwam głowę i próbuje udawać powagę.
- Oj, panie gwardzisto. Dzień jak dzień. - śmieję się. - Słyszałam, że coś ode mnie chciałeś. I jestem ciekawa co możesz mi zaproponować. - zacieram ręce.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
- Przypomnij mi, proszę, czemu ja się przyjaźnię z taką materialistką?-wybucham śmiechem.- Zawsze obchodzą cię tylko korzyści, Soph. Chodzi o to, że mam dla ciebie pewną propozycję...
Robię dramatyczną pauzę i spoglądam na dziewczynę. Jej oczy odbijają światło padające na nas przez szybę. Zawsze była prześliczna. I jeszcze bardziej ironiczna ode mnie(btw Jake jest przecież podwójnie ironiczny xd). To skarb mieć taką przyjaciółkę.
Offline
Uśmiecham się szeroko.
- Jaką!? Mów. Przecież wiesz jak bardzo nie lubię tajemnic! - drażni się ze mną jak zawsze. Krzyżuję ramiona i przestępuje z prawej nogi na lewą.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
-Wiem, wiem... A więc... udało mi się zdobyć kilka dni wolnego... i mam pewien pomysł, jak je wykorzystać- uśmiecham się krzywo, modląc się w duchu, żeby nie zapytała, jak je zdobyłem. - Ty, ja, plaża, Angeles, morze... Co ty na to, Soph? - uśmiech na mojej twarzy rośnie.
Offline
Wzdycham zachwycona pomysłem.
- To świetny pomysł! - prawie podskakuje z radości. - Mogę zabrać coś z kuchni... O! I możemy wziąć ze sobą Jaya! Zrobimy sobie wspólne ognisko! Dawno nie byłam poza zamkiem... - myślami już jestem na plaży...
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
-Emm... tak... tak, Jay'a...- uśmiecham się słabo, chociaż tak naprawdę mam ochotę w coś kopnąć. Cholera! Nie tak to sobie wyobrażałem...
Offline
- To co... Widzimy się wieczorem? - pytam uśmiechnięta on potakuje, a ja szybko go przytulam. - Genialny pomysł. To do zobaczenia. - rzucam szybko i odchodzę.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
Gdy Sophie znika mi z pola widzenia, nie mogę się powstrzymać i mocno kopię w stolik pod oknem.
-Szlag! Nie tak miało być...- syczę.
Offline
Szarpię mankiet i klnę. Z czego oni robią te mundury?! Czy oni je krochmalą?!
Z wściekłością szarpię rękaw, aż szew pęka i wzdłuż mojego ramienia pojawia się ogromna dziura. Z wściekłością zrywam z siebie marynarkę i ciskam ją na posadzkę.
-Co za dziadostwo...
Offline
Jestem cała przemoczona, z włosów kapią ostatnie krople wody. Po co mi był ten basen? Wzdycham. Jednak z drugiej strony poznałam całkiem przystojnego faceta.
Sprawdzam korytarz. Pusto. Mam szczęście, gdyby ktoś mnie zauważył, z pewnością nie skończyłoby się to zwykłym pouczeniem.
Szybkim krokiem wracam do pokoju.
Ostatnio edytowany przez Chloe Coleman (2016-03-17 16:49:35)
"Nie bierz życia na poważnie, bo i tak nie wyjdziesz z niego żywy"
Offline
Pałac za każdym razem robi na mnie niesamowita wrażenie. Mój braciszek mieszka jak w niebie. Śmieje się pod nosem.
Jak zwykle muszę narobić zamieszania. Zamiast skupić się na drodze zaczynam rozmyślać i wpadam na jakąś przemoczoną dziewczynę, która się przewraca.
- Och. Przepraszam. To moja wina. - posyłam jej przepraszający uśmiech i wyciągam rękę aby pomóc jej wstać.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Gdy od mojego pokoju dzielą mnie tylko dwa metry, ktoś na mnie wpada. Zanim przemyśle ,by zacząć używać nóg, znajduję się na podłodze z obolałym tyłkiem.
- Jejku, ja też przepraszam.- mówię i podaję rękę chłopakowi o piwnych oczach. Teraz, to na pewno zostanę zdemaskowana.- Nie jesteś żadnym urzędnikiem, prawda?
Ostatnio edytowany przez Chloe Coleman (2016-03-17 17:00:34)
"Nie bierz życia na poważnie, bo i tak nie wyjdziesz z niego żywy"
Offline
Śmieje się.
- Nie. - mówię rozbawiony. - Przyszedłem do brata. Jest jubilerem.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
- Uff- wzdycham. - Czyli, nie straciłam pracy.
Ostatnio edytowany przez Chloe Coleman (2016-03-17 18:10:48)
"Nie bierz życia na poważnie, bo i tak nie wyjdziesz z niego żywy"
Offline
- Ha ha. - przez chwilę patrze na dziewczynę. - Och. Nie przedstawiłem się. - kręcę głową i wyciągam przed siebie rękę. - Jestem Aaron.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
- Chloe.- podaję rękę chłopakowi.
"Nie bierz życia na poważnie, bo i tak nie wyjdziesz z niego żywy"
Offline
Uśmiecham się promiennie.
- Miło cię poznać, Chole. - uścisnąłem jej dłoń. - Pracujesz w pałacu. - kiwam głową jak by na potwierdzenie własnych słów. - Jak ty tu wytrzymujesz? - pytam z podziwem. - Ja bym nie dał rady... Choć standardy są tu wysokie. - śmieje się.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
- Kwestia przyzwyczajenia. -odpowiadam. - A ty czym się zajmujesz? - myślę nad swoim pytaniem. Nie powinnam rozmawiać z gośćmi. Chociaż i tak złamałam już parę zasad. Co mi zależy aby złamać kolejną ? Jestem zdecydowanie zbyt lekkomyślna.
"Nie bierz życia na poważnie, bo i tak nie wyjdziesz z niego żywy"
Offline
- Och. - unoszę wysoko brwi po czym szeroko się uśmiecham. - Razem z rodzicami prowadzimy restauracje. - mówię pogodnie. - Craft Los Angeles. Zapraszam. - mrugam do niej.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
- Restaurację !- krzyczę podekscytowana. Moje słowa odbijają się echem po korytarzu. Szybko orientuję się i zatykam dłonią usta. W pałacu wszystko roznosi się razem z tlenem. - Na pewno kiedyś zajrzę. To może jakiś rabat, czy coś ? - śmieję się i mrugam, tak jak on parę minut wcześniej.
"Nie bierz życia na poważnie, bo i tak nie wyjdziesz z niego żywy"
Offline
Wybucham śmiechem.
- Dla pięknych dam zawsze. - znów się uśmiecham i zerkam na zegarek. - Uuu... - mina mi rzednie. - Pani wybaczy. - ukłoniłem się lekko. - Ale mam już niewiele czasu. Do zobaczenia. - przyglądam jej się uważnie. - Mam nadzieję. - i znów ruszam do przodu z szerokim uśmiechem.
"Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci, a jutro może nie nadejść."
Offline
Uśmiecham się.
- Pa. Miło było cię poznać!- macham dłonią na pożegnanie i odwracam się w stronę pokoju. No, w miarę udało mi się wyschnąć .
Ostatnio edytowany przez Chloe Coleman (2016-03-17 19:48:48)
"Nie bierz życia na poważnie, bo i tak nie wyjdziesz z niego żywy"
Offline
Idę korytarzem w stronę ogrodu, a obok mnie idzie Cztery. Chciałabym móc przez chwilę posiedzieć w pokoju. Niestety muszę poszukać kandydatek i porobić im zdjęcia.
Przechodzę obok Komnaty Dam i zatrzymuję się na chwilę przy zakręcie. Światło padające z okna wygląda o tej porze niesamowicie. Patrzę na to zafascynowana i postanawiam zrobić zdjęcie.
It'd be such a shame if they never meet
She sounds lovely, He sounds right out of a dream
If only, if only...
Offline