Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Wybucham śmiechem. Aż się krztuszę. Nie mogę się odezwać. Kaszlę, a gdy przestaję nadal się śmieję, aż mi łzy nachodzą do oczu.
- O.. nie... - mówię przerywając na śmiech. - Jake... wygra... a... łeś.
"You forget what you want to remember and you remember what you want to forget."
Offline
-Ja zawsze wygrywam- mówię z uśmiechem i padam płasko na piasek
Offline
- Zabawne. - kiwam głową i mimowolne się uśmiecham. - Bardzo zabawnie.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
Dalej leżę na ziemi a łzy lecą mi po policzkach.
- Spokojnie jak na wojnie, Soph - mówię i klepię miejsce na piasku. - Siadaj na ziemi, palemko.
"You forget what you want to remember and you remember what you want to forget."
Offline
Sypię mu piach w twarz.
- Jestem głodna, dzikusie. Palemka chce jeść. - mówię rozbawiona.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
-Jay, co mogą jeść palmy? Nie znam się na roślinach...
Widzę gniewną minę Sophie i zaczynam się śmiać.
-Ta tutaj to nas chyba pozabija, jak nie dostanie pianek...- mówię, ale dalej nie ruszam się z ziemi.
Offline
Prycham.
- Co za dżentelmeni. - biorę jeden kij do ręki. - Dobra. Albo wstaniecie albo na prawdę zacznę rozważać opcję pozabijania was. - mówię z udawaną powagą.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
Zrywam się gwałtownie na równe nogi.
- Kto dał Sophie Dean kij?! Jest wśród nas samobójca... Sophie... odłóż proszę kij. Spokojnie... połóż go, proszę na piasku... - nie kontynuuje mojego monologu, tylko znowu się przewracam.
Offline
- Widziałem Soph wyglądającą jak palma. Mogę umierać. - Śmieję się i nie wstaję z ziemi.
"You forget what you want to remember and you remember what you want to forget."
Offline
Jęczę zirytowana.
- Sami tego chcieliście. - zaczynam ich dźgać kijem. Raz jednego raz drugiego. - WSTAJEMY PANIENKI!! NIE ŚPIMY! - śmieje się.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
Przewracam oczami.
- Już dobrze. - Podnoszę się z ziemi. - Musimy znaleźć inną plażę, Jake, bo na tej są jakieś upierdliwe palmy.
"You forget what you want to remember and you remember what you want to forget."
Offline
Rzucam kij i tupię naburmuszona nogą.
- Życzę powodzenia. - pokazuje Jayowi język, a w tej samej chwili odzywa się mój pusty żołądek.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
- O cholera! - Udaję przerażenie. - Palma zmienia się w potwora!
"You forget what you want to remember and you remember what you want to forget."
Offline
Musiałam się mocno złapać Maxa. Angeles było piękne. Zbliżał się wieczór i ludzie - o różnych twarzach, o różnych kastach - śpieszyli do domu, albo do pracy. Wszędzie było słuchać odgłosy miasta, jego zapachy, a o widokach nie wspomnę. Wszystko wyglądało jak ze snu. I to takiego snu, gdzie nie chcesz się obudzić, bo boisz się, że zaraz wszystko zniknie. Ale Max, motocykl, ani Angeles nie zniknęło.
I to było piękne...
Może i jestem wariatem... Ale skoro tak sądzisz, to znaczy, że ty też nim jesteś!
Offline
Zatrzymałem się przed Stark Tower, najwyższym budynku w Angeles. Złapałem Awarę za rękę i pociągnąłem do środka. Po chwili jazdy windą byliśmy już na górze. Spojrzałem na zegarek. Mieliśmy jeszcze 5 minut. - Voilá. Najpiękniejszy widok w Angeles.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Oczy prawie wyszły mi z orbit. Nie mogłam wydusić z sobie słowa, a moja mina musiała być komiczna. Ale walić to.
Widziałam tylko panoramę Angeles.
Oparłam się o barierki i patrzyłam na złoto-pomarańczową tarcze słońca zbliżającą się do horyzontu, jakby zaraz miało się zdarzyć z ziemią.
- Mgiczne... - wyszeptałam.
Może i jestem wariatem... Ale skoro tak sądzisz, to znaczy, że ty też nim jesteś!
Offline
Uświadomiłem sobie, że wciąż trzymam Awarę za rękę. Mimo wszystko nie cofnąłem jej. Przenosiłem wzrok z dziewczyny na zachód słońca i z powrotem. Dopiero po chwili spojrzała na mnie z uśmiechem. Niebo zrobiło się fioletowe i odbijało się w jej oczach. Nie mogłem się powstrzymać. Pochyliłem się i... pocałowałem ją.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
... Co?
Max odsuną się, a ja... a ja byłam w kropce. Mój pierwszy pocaunek należy do księcia. Nie, nie do księcia. Mój pierwszy pocaunek należy do Maxa.
- ... Ja... Nie spodziewałam się, ale... - przełykam ślinę i patrzę mu w oczy - Ten sen może się nie kończyc... Nigdy - szepczę.
Może i jestem wariatem... Ale skoro tak sądzisz, to znaczy, że ty też nim jesteś!
Offline
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową. Po chwili pochyliłem się i pocałowałem ją jeszcze raz. Po chwili jednak przestałem i wyszeptałem. - Przegapimy zachód słońca.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Śmieję się i lekko odchylam głowę w stronę rażących, krwistoczerwonych promieni słończ. "To jest znacznie lepsze niż słońce.." myślę i przygryzam wargę z uśmiechem.
- Pięny... - westchnęłam, ale zaraz miałam wątpliwości, czy mówiłam o zachodzie, czy o pocałunku.
Może i jestem wariatem... Ale skoro tak sądzisz, to znaczy, że ty też nim jesteś!
Offline
- Mhm. - kiwam głową. - A co sądzisz o zachodzie słońca? - uśmiechnąłem się.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Śmieję się.
- Spryciarz - mruczę do siebie. - Powiem, tak: trudno mi osądzić co lepsze - powiedziałam wymijająco. Oparłam głowę o jego tors.
Przecież w głębi duszy wiedziałam, że pocałunek był najwspanialszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. Nie. Max jest najwspanialszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała...
Może i jestem wariatem... Ale skoro tak sądzisz, to znaczy, że ty też nim jesteś!
Offline
Przytuliłem ją. - Potrzebujesz kolejnej powtórki? - zacząłem wpatrywać się w horyzont. Niebo nad nami było już usypane gwiazdami, ale na zachodzie wciąż biło wieloma odcieniami różu.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
- Skoro znasz odpowiedź, to po co się pytasz? - wyszeptałam i wspinając się na palce pocałowałam go delikatnie. Czułam się jak w niebie.
Nie. W niebie mają gorzej. Czułam się po prostu świetnie...
Może i jestem wariatem... Ale skoro tak sądzisz, to znaczy, że ty też nim jesteś!
Offline
Odwzajemniłem pocałunek delikatnie. Później spojrzałem na horyzont. Było całkowicie ciemno. - Powinniśmy wracać. - uśmiechnąłem się.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline