Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Chowam twarz w dłoniach i analizuje każdą nutę. Uwielbiam muzykę... Choć sam nie potrafię dla niej zbyt wiele zrobić. Taniec i śpiew są dla mniej jak dwaj odwieczni wrogowie. Nigdy mi nie odpuszczą.
Gdy Sophie kończy, ja wertuję szkicownik, szukając odpowiedniego rysunku. Decyzja pada na dziewczynę odwróconą tyłem, która idzie w głąb lasu. Pamiętam to dokładnie, jakby zdążyło się to wczoraj. Wtedy Amy pierwszy raz mnie pocałowała, wtedy pierwszy raz poczułem się dla kogoś ważny. Nie, stop. Amy - przeszłość przeszłość to coś co już minęło. Nie mogę o tym myśleć. Przeczesuję włosy i czekam na reakcję ze strony Soph.
"Czas być może leczy, ale nie przynosi zapomnienia."
Offline
Uważnie przyglądam się szkicowi.
- Łał... - zaczynam powoli. - To jest piękne! - delikatnie muskam palcami kartkę. - To coś więcej niż rysunek. - mówię tym razem dosyć poważnie. - Na prawdę. Cudo. - uśmiecham się pod nosem nadal nie odrywając wzroku od rysunku.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
- Ty też masz wielki talent. - Uśmiecham się. - A poza tym, może to dziwne, ale mam słabość do Titanica - śmieję się. Po części jest to prawda. Żadnego filmu nie widziałem tak wiele razy jak tego.
"Czas być może leczy, ale nie przynosi zapomnienia."
Offline
- Kocham ten film! - mówię z nadmiernym entuzjazmem. - Oglądałam go chyba z tysiąc razy! - szeroko się uśmiecham.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
- Ja może mniej niż tysiąc, ale też dość dużo. - Pocieram powieki, które robią się coraz cięższe. - w ogóle chciałbym rysować tak jak Jack. On jest czymś w rodzaju przykładu. - Uśmiecham się. Moja pasja właśnie od tego filmu się zaczęła
"Czas być może leczy, ale nie przynosi zapomnienia."
Offline
Wzdycham.
- Jesteś na dobrej drodze. - ziewam i odchylam głowę do tyłu opierając ją o drzewo. Przez chwile siedzimy w ciszy. - To wszystko w nocy wydaje się... Być takie spokojne. - zerkam w stronę pałacu, a kąciki moich ust lekko unoszą się do góry.
Nie ważne co mówią inni ważne, że ty wiesz co w życiu tak na prawdę się liczy.
Offline
- Tak. Uwielbiam siedzieć tutaj i przyglądać się jak to wszystko, co za dzień wariuje i tańczy, teraz śpi. - Uśmiecham się i podobnie jak Sophie opieram głowę o drzewo. - Wszystko wydaje się takie inne..
"Czas być może leczy, ale nie przynosi zapomnienia."
Offline
Wszedłem ogrodu po raz pierwszy od kilku dni sam. Casiel i Derek zostali z moim ojcem. Tata sprawdzał się w roli dziadka. Prychnąłem. Zdjąłem rękę z temblaka. Miałem gips do łokcia, więc mogłem ją spokojnie zginać. Za to miałem zupełnie usztywnione palce, bo jedno ze złamań było w środkowej części dłoni. Wyjąłem łuk z krzaków i stanąłem na przeciwko tarczy. Sięgnąłem do kieszeni po sznurek i przywiązałem broń do gipsu. Chyba było stabilnie. Wziąłem pierwszą strzałę i nałożyłem ją na cięciwę. Ręce mi się trzęsły, ale udało mi się naciągnąć. Wypuściłem strzałę, która wylądowała kilkanaście centymetrów od tarczy. To i tak nieźle. Mimo wszystko. - Cholera. - mruknąłem.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Przez kilka dni schowałam się w pokoju między moimi pokojówkami. Zaczęłam o siebie dbac i postanowiłam profilaktycznie przejśc się po ogrodzie.
Zauważyłam księcia. Trochę spanikowałam, ale odwarznie ruszłam w jego stronę.
- Max... - zaczęłam patrząc na to co on wyprawia - Powinienieś odpoczywac z tą ręką - zauważyłam.
Może i jestem wariatem... Ale skoro tak sądzisz, to znaczy, że ty też nim jesteś!
Offline
Zauważyłem Awarę i wybuchnąłem śmiechem, po raz pierwszy od dawna szczerym. - E tam. Nic mi nie będzie. - wziąłem kolejną strzałę i tym razem trafiłem w tarczę.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
- Podziwiam twoją pewnośc siebie, ale jednak trochę martwię się o twoje zdrowie - westchnęłam. Porzypomniało mi się coś naglę.
- Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiac Max... A ja nadal oczkuję wyjśnień - przypomniałam.
Może i jestem wariatem... Ale skoro tak sądzisz, to znaczy, że ty też nim jesteś!
Offline
- No tak... - wziąłem trzecią strzałę i nasadziłem ją na cięciwę. Wdech, wycelowałem. Wydech. Zamknąłem oczy i pozwoliłem jej lecieć. Otworzyłem oczy. Trafiłem. W sam środek. Uśmiechnąłem się. - Miałem kiedyś dziewczynę. Kochałem ją i przeze mnie umarła. Przez moją nieuwagę. Ale to już nie ważne.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
-Mam nadzieję, że ojciec nie ma ochoty teraz na spacer po ogrodach.- śmieje się.
Racja. Powinienem być już w Paryżu.- śmiejemy się cicho.
Parę metrów dalej zauważam Maxa z jedną z kandydatek.
-O... Mój braciszek...- szepcze o podchodzimy bliżej.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
Wziąłem kolejną strzałę i po raz kolejny udało mi się trafić w środek. Uśmiechnąłem się.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
-Brawo!- uśmiechnęłam się. Zobaczyłam gips.
-Co znowu odwaliłeś?- patrzę to na Maxa to na gips.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Pobiłem się z drzewem. I wygrałem. - uśmiechnąłem się jak małe dziecko.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Westchnelam i przewróciłam oczami.
-Nawet na 3dni nie mogę Cię zostawić... że ty się podczas mojej rocznej nieobecności nie zabiłeś... cud!- śmieje się. Podchodzę do brata i całuje go w policzek.- przepraszam, że Cię uderzyłam... poniosło mnie. Byłam wściekła na ojca.- Wyciągam drugi łuk i 3 strzały. Wbijam dwie w ziemię i jedną naciągam. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Celuje. Wdech. Wydech i puszczam. Strzała wbiła się w środek. Uśmiecham się.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Zasłużyłem sobie. I też przepraszam. Nie powinienem był was oceniać. - strzelam jeszcze dwa razy w sam środek.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Max przeprosił... przyznał, że popełnił błąd... Wow... tego się nie spodziewałam. Strzeliłam jeszcze raz ale nie wyszło mi bo myślałam o czymś innym... otrząsnęłam się i strzeliłam jeszcze raz. Tym razem w środek. Wyciągnęłam strzały. Schowałam je i łuk.
-Widziałeś się z mamą? - pytam przypominając sobie, że nie było do niej listu, który zostawiłam.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Nie, nie miałem okazji i czasu. Sprawy się trochę pokomplikowały.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Spojrzałam na niego. Zmarszczyłam brwi i nos co zawsze rozśmieszało Maxa i rodziców. Tym razem też tak było.
-Sprawy... Pokomolikowały?
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Tsaaa. Długa historia. I to bardzo.- Spojrzałem na tarczę i podszedłem do niej. Wyjąłem strzały i wsadziłem do kołczanu.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Pokiwałam głową. Nie wiem czemu ale dotknęłam brzucha.
-Boże... Już tyle przytyłam a to nawet 2kilo nie jest...- spojrzałam na brzuch, który z dnia na dzień robi się chyba większy... a przynajmniej tak mi się wydaje. Uśmiechnęłam się. W tym samym czasie podszedł do mnie Ethan. Objął mnie i pocałował w czubek głowy. Oparłam głowę o jego tors.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
Odwróciłem głowę udając odruch wymiotny. - Jak chcecie się miziać, to błagam gdzie indziej. Rozpraszacie mnie. - na potwierdzenie tych słów wziąłem strzałę i strąciłem szyszkę, która spadła Blaszakowi na głowę. Parsknąłem śmiechem.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
-MAX!- czemu on zachowuje się jak dziecko...?! Wzięłam tą szyszke i rzuciłam w stronę brata. Uderzyła go w głowę.- Dorośnij w końcu.- mówię zrezygnowanym głosem.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline