Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Taa - mówię i zaczynam się śmiać. - Takie Abrakadabra - znów wybucham smiechem.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
Parskam śmiechem nie biorąc tego na poważne. Dopijam piwo. Nie wiem które to już z kolei ale sięgam po kolejne.
- Czary mary... - mruczę pod nosem i biorę łyk alkoholu.
Przymykam powieki i wsłuchuję się w trzaskanie iskier z ogniska.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Sięgam po kolejne piwo. Alkohol zaczyna do mnie docierać.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę się pokąpać. - mówię i zaczynam zdejmować koszulkę.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
- Jest cholernie zimno - burczę z trudem siadając. - Ale jak taaam chcesz... Ja paaasuję, nie lubię morzaa - mówię przeciągle.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Zaczynam się śmiać.
- Zimno? Czy ja wiem... - zaczynam wchodzić do wody, która faktycznie jest lodowata. Po chwili jednak wychodzę z cichym piskiem. - o Kurwa... coś mnie ugryzło. - mówię i pokazuję na ranę na stopie. Po chwili jednak zaczynam się śmiać. - Krab?
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
Wybucham śmiechem nie do opanowania. Aż mam problem ze złapaniem oddechu.
- Może... lepiej... zbu... duj... sobie... za..mek z piasku - wyduszam z siebie.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Dołączam do dziewczyny.
- Cholerny krab - znów zaczynam się śmiać. Nie wie czy, ale chyba na poważ nie wziąłem słowa Briss, gdyż po chwili zaczynam budować zamek. Oczywiście jeśli górę piachu można nazwać zamkiem.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
- To był... żart - parskam śmiechem i trącam go łokciem i niechcący wylewam trochę alkoholu z butelki.
Nawet nie zauważyłam, że trzęsą mi się dłonie.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Zaczynam się znów śmiać.
- Chyba jesteśmy już kompletnie pijani - oznajmiam i parskam śmiechem.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
- Jaa? Niiiee - mówię przymykając oczy i marszcząc nos. - W sumie to - patrzę w rozjaśniające się niebo - trzeba się chyba zbierać... Musi być już czwarta bo jasno się robi - mówię dostć niewyraźnie.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Hm... Pewnie masz rację - przyznaję i zaczynam wstawać, jednak kiwam się na boki. - Daleko mieszkasz? - pytam rozbawiony.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
- Kawałek od plaży - mruczę pod nosem skupiając się na wstawaniu.
Najpierw na czworaka, potem na kolana, jedna noga, potem druga. STOJĘ! Co za sukces...
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Zginam się w pół ze śmiechu, co powoduje upadek na ziemi. Jednak nawet on nie przeszkadza mi w dalszym śmianiu się.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
Muszę mocno zacisnąć zęby aby nie zacząć się śmiać.
- Kretyn - mamroczę pod nosem w kocu. - Skoro już leżysz to podam mi plecak. - Wyciągam rękę w jego stronę.
Boję się, że jak tylko się po niego schylę to stracę równowagę.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Łapię ją za dłoń, próbując wstać. Dziewczyna jednak zamiast pociągnąć nie do góry spada w dół, przez co leży pół na mnie a pół na ziemi. Od nowa zaczynam się śmiać.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
- Aaaa... - wzdycham rozbawiona. - Plecak... Chciałam plecak, Cody...
Niezgrabnie podciągam się do pozycji siedzącej i rzucam chłopakowi rozbawione spojrzenie. Sięgam po plecak i na siedząco zakładam go na dwa ramiona aby przy ewentualnym upadku go nie zgubić.
- Aggr.... Znów trzeba wstać - mówię śmiesznie marszcząc nos. Drapie się po głowie, a za paznokciami zostaje mi mnóstwo piachu. Zniesmaczona, wymownie przyglądam się paznokciom jak by były najbardziej interesującą rzeczą na jaką mogę patrzeć w tej chwili.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Wstaję chwiejnie, a na mojej twarzy wciąż majaczy się uśmiech. Spoglądam rozbawiony na dziewczynę i podchodzę do niej od tyłu. Tam łapię ją w pasie i podnoszę na nogi.
- Tylko nie upadnij - mówię z uśmiechem na twarzy i puszczam dziewczynę.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
Trzęsą mi się nogi ale utrzymuję równowagę.
Łapie chłopaka za ramię. Już myślę, że znów się przewrócimy ale on utrzymuje równowagę. Oddycham z ulgą.
- Musimy jakoś dojść do wyjścia z plaży - mówię śmiejąc się. - Potem będzie już prościej...
Kiedy w końcu łapię równowagę ruszam chwiejnie w stronę zejścia z plaży.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Chichoczę cicho i podążam za dziewczyną, zostawiając za sobą cały ten bajzel.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
Wieczorem, gdy jest całkiem mało ludzi, wychodzę na plażę za domem. Zdejmuję słuchawki i rzucam je do torby, a sama udaję się do wody. Wchodzę na tyle głęboko, że woda sięga mi po kolana i przymykam oczy. Mogłabym tak stać całą noc.
Pewnie byłabym na tyle głupia, że gdybym musiała, czekałabym całą wieczność.
Offline
Popędzam Polarisa. Gnamy przez plażę Insolitam. Ostatnio często tu jestem. To źle.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Marszczę brwi, gdy znowu wyczuwam to... coś. Syczę lekko, gdy zaczyna boleć mnie głowa. To się robi coraz dziwniejsze. A co najgorsze, coraz częstsze. Ból przechodzi, a ja odwracam się w stronę z której emitowana jest ta dziwna energia. Zauważam... zaraz. Czy to chłopak jadący na koniu? Otwieram lekko usta ze zdziwienia.
Pewnie byłabym na tyle głupia, że gdybym musiała, czekałabym całą wieczność.
Offline
Polaris staje dęba. Ktoś nas widzi. Rozglądam się i zauważam dziewczynę w wodzie. Zeskakuję z wierzchowca i podchodzę do niej. - Wszystko w porządku?
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Przechylam lekko głowę i zakładam włosy za uszy.
- W porządku. Tylko nieczęsto wpadam tutaj na chłopaków, którzy pojawiają się znikąd. - Głowa znowu zaczyna mnie lekko boleć, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że oni nie są czymś... normalnym.
Pewnie byłabym na tyle głupia, że gdybym musiała, czekałabym całą wieczność.
Offline
- Kwestia przyzwyczajenia. Po jakimś czasie wszystko staje się normalnie. - rozglądam się po pustej plaży, po czym sprawdzam zegarek kieszonkowy. Mało czasu. Trudno.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline