Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3
Powoli uspokajam się. Nie wiem co mogłabym zrobić, żeby mu podziękować, że tu jest. Rysować nie umiem, pisać wierszy, ani innych poematów w zasadzie też... ale potrafię grać. Przymykam na chwilę powieki i wyobrażam sobie, że nie jesteśmy w pałacu. Nie ma cholernej królowej i cholernych barier królewskich. Jesteśmy w jakimś pięknym miejscu.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
Mimo, że tego nie chcę, zaczynam myśleć o Andrei. O tym, jak inaczej byłoby, gdyby była inna. Lub gdyby jej nie było. Niszczy im życie. Rany się zagoją, ale uraz w sercu zawsze pozostanie. Nie mówiąc już o tym, że chociaż na razie dobrze się trzymają, jest duże prawdopodobieństwo, że w końcu złamią się i będą chciały wyjechać. A ja nie będę mógł ich tu trzymać na siłę.
Offline
Otwieram oczy. Wyrwałam się z przemyśleń. Dobrze jest czasem pomarzyć... Podnoszę głowę i dotykam czubkiem palca włosów. One zostaną. Tak jak wspomnienia. Wszystko pójdzie kiedyś do grobu. Ale wspomnień jest mnóstwo, a życie należy do mnie. Muszę je zacząć jakoś wykorzystywać. Nie mogę ulec królowej. Chyba, że będę jej unikać. Może jakoś się uda.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
Mija jakieś pół godziny, a ja wiem, że muszę iść dalej. Nie wiem, co stało się z innymi. Może być nawet gorzej.
-Lily... muszę iść dalej. Bądź dzielna.- całuję ją w czubek głowy i powoli wstaję
Offline
Również wstaję i kiwam głową.
- W takim razie, do zobaczenia. - udaje mi się lekko uśmiechnąć. - I jeszcze raz dzięki, że przyszedłeś. - mówię.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
-Zawsze tu będę- mówię podchodząc do drzwi.- A ta suka za to zginie- dodaję tak cicho, że prawdopodobnie Lily tego nie słyszy. To nie prawdziwy ja, ale jestem wsciekły na Andreę.
Wychodzę n korytarz i od razu zmienia mi się nastrój. Znowu jestem zdeterminowany i skupiony. Kogo jeszcze... Elodie.
Offline
Wchodzę do pokoju. Ściągam z siebie suknię i rzucam ją gdzieś w kąt. Wyciągam z szafy zabraną wcześniej z domu piżamę, składającą się z szarego podkoszulka i krótkich bawełnianych spodenek, a potem ją ubieram. Pachnie tym wszystkim czego mi teraz brakuje... Domem. Idę do łazienki i przyglądam się sobie w lustrze. Czy ja się zmieniłam? Czy coś się ze mną stało? Moja oczy są tylko, tak jak powiedział Fabian "szkliste". Biorę głęboki oddech i wyciągam z szafki maści. Zmywam z siebie makijaż i nakładam lek na policzek, przez cały czas zastanawiając się jak mogłam być tak głupia i wybrać inną drogę. Mam ochotę wybuchnąć głośnym, niekontrolowanym szlochem, ale to nie byłabym ja. Wystarczy, że pójdę na balkon i się uspokoję... Myślisz, że to podziała? Po prostu przestań zakrywać te emocje, które schowałaś. Chyba, że wolisz pozostać bez uczuć. Otwieram drzwi na balkon i zaczynam czuć porwisty wiatr, którego od dawna tu nie było. Obejmuję się rękami i siadam na drewnianym fotelu. Jest już trochę po 23. A może po północy? Przestaję myśleć o tym, która jest godzina. Nie mam zamiaru wychodzić jutro z pokoju czy iść na śniadanie... cokolwiek. Nie ma Królowej. Mogę przestać się obawiać czy ma zamiar mnie uderzyć. Czasami wydaje mi się, że nawet mój ojciec nie był aż taki mściwy. Czasami. Przypomniał mi się teraz list od mamy. Chciała, żeby wreszcie porozmawiała z Danielem. Może powinnam, ale psychicznie nie jestem gotowa, dowiedzieć się z jego ust, że jest szczęśliwy. Cholera, powinnam się cieszyć, że jest szczęśliwy. Zasługuje na szczęście. Podnoszę wzrok i spoglądam w górę. Niebo jest dzisiaj wyjątkowo ugwieżdżone. Kiedyś, gdy sąsiedzi chcieli mieć z moją rodziną kontakt, ich najstarsza córka uczyła mnie nazw gwiazdozbiorów. Uwielbiała pokazywać palcami te małe, świecące punkciki. Ale... co z tego, że uwielbiała to robić skoro była Piątką jak ja? Nie mogła zostać astronomem mimo, że bardzo tego chciała. Marzyła, że kiedyś może wyjdzie za jakąś Trójkę i uda jej się spełnić to marzenie. Może uda mi się kiedyś porozmawiać z Niną? Uśmiecham się delikatnie, a po mojej twarzy zaczynają lecieć łzy. Potrzebowałam tego. Musiałam się wypłakać.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
Pukam trzykrotnie do drzwi. Nie wiedziałem, co powiedzieć ani nie miałem okazji, żeby porozmawiać z Lily. Muszę ją przeprosić. Za tą nieszczęsną imprezę i za to, co musiała wtedy przejść.
-Lily? -pytam przez drzwi.
Powinna wiedzieć, że to ja.
Offline
Leżę na łóżku, pogrążona w lekturze, gdy nagle słyszę stukanie do drzwi i ten znajomy głos. Przeczesuję lekko włosy palcami i otwieram drzwi.
- Cześć. - mówię.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
Wygląda już lepiej. Rany prawie się zagoiły. Powstrzymuję się przed przylozeniem dłoni do jej policzka. Nie terazLily znowu wygląda tak... smutno.
Przygoda wargi, nie wiem od czego zacząć.
-Lily, ja...
Nie jest dane mi dokończyć.
To co słyszę, sprawia, że momentalnie zamieram.
Nie, nie jest to głos mojej matki.
To alarm.
Offline
Mrugam kilka razy oczami. Cholera. To nie może być...
- Rebelianci. - syczę pod nosem.
Musimy uciekać.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
-Szlag-mamroczę i chwytam Lily za rękę.
Wie, że to rebelianci. Dobrze. Podbiegamy do drzwi.
-Trzymaj się blisko mnie. Głowa pochylona. Nie próbuj walczyć, mają broń. Jeśli mnie, postrzelą, uciekaj i znajdź gwardzistę. Rozumiesz? - mój ton jest jasny i rzeczowy, nie mamy czasu.
Offline
Wchodzę po raz pierwszy, uśmiechnięta do pokoju. Julie, Abigail i Sarah przybiegają w moją stronę z bandażami i lekami przeciwbólowymi.
- Coś się stało? - pytam zaskoczona.
- Myślałyśmy, że... - zaczyna Julie.
- ... Znowu panience się coś stało. - kończy Sarah.
- Ale jak widać, wszystko w porządku. - uśmiecha się Abigail. - Jak było na tym ogłoszeniu? - siadam na łóżku i biorę głęboki oddech.
To takie - dziwne. Jeszcze kiedyś, nie myślałam, że wyślę zgłoszenie. A teraz jestem w Elicie.
- Właściwie, to dobrze. Fabian ogłosił skład Eli... - nie zdążę dokończyć tego słowa, bo wszystkie dziewczyny, patrzą się na siebie porozumiewawczo. - A teraz ja zapytam. Coś się stało?
- Jest panienka w Elicie? - pyta, piskliwym głosem Sarah.
Kiwam głową.
- To wspaniale! - mówi Juliet, z entuzjazmem. - Ale... tak szybko?
- Pewien obrót spraw, sprawił, że...musiał wybrać. - mówię i przez chwilę milczę. - Ale... może powiecie mi teraz, co uknułyście? - krzyżuję ramiona.
- Zaraz opowiemy. A póki co, niech panienka napisze do rodziny. Na pewno się ucieszą. - teraz mi się coś przypomina.
Szlag. Dawno nie pisałam to mamy.
- Ale potem, chcę poznać wasze niecne plany! - wołam za nimi i siadam do biurka, rozpuszczając włosy, aby mogły swobodnie leżeć.
Zaczynam pisać.
Kochana Mamo!
Dawno się nie odzywałam, ale (jak zresztą wiesz) dużo się działo. Jak się czujesz? Co robi tata? Jak chłopaki? Mam w sumie mnóstwo pytań, ale wszystkich pewnie i tak nie zdążyłabym zadać. Na razie nie zobaczymy się w domu. Chciałam, żebyś wiedziała, że tęsknię za wami. Może uda nam się kiedyś porozmawiać telefonicznie? Gdybym tylko mogła usłyszeć twój głos, albo Lucasa... U mnie jak zwykle, wszystko dobrze. - taaa... tylko upiłaś się w Pałacu i udawałaś dżdżownicę. - Chciałam przekazać, że dostałam się do Elity. Mam nadzieję, że napiszesz do mnie niedługo!
Całuję, Lily.
Sprawdzam jeszcze raz, czy wspomniałam w liście o kimkolwiek z Pałacu. Nie. Może kiedyś napiszę... Wkładam kartkę, do ozdobnej koperty i podaję ją Juliet. Teraz będę czekać. Uśmiecham się do siebie po raz nie wiem, który. I po co się tak szczerzysz wariatko? Siadam na podłodze, biorę do ręki gitarę i zaczynam grać do jakiejś nieznanej melodii, wymyślając przy tym całkowicie nowy tekst.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
Pokojówki powiedziały mi gdzie jest pokój Lily. Na początku pukam do drzwi, ale nikt nie otwiera. W końcu decyduję się wejść. Dziewczyna śpi, przykryta kołdrą. Widać jej tylko kawałek głowy. Nie zauważam nikogo oprócz niej, więc postanawiam ją obudzić. Na początek, macham jej dłonią przed twarzą, ale widać, że jest pogrążona w śnie.
- Pooobudkaa! - wołam jej do ucha.
Don't worry, be happy...
Offline
Natychmiast otwieram oczy. Przecieram je, zastanawiając się do kogo należy ten głos. Brzmi jak Daniela, ale... zapomniałam. Przecież wczoraj przyjechał.
- Nie musisz się tak wydzierać. - mruczę pod nosem i zakładam poduszkę na głowę.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
- Oczywiście, że muszę. W końcu jest już dziewiąta. A ty... śpisz. O tej godzinie byłabyś już dawno w teatrze, albo ewentualnie sprzątała coś. - stwierdzam. - Wstawaj, Roszpunko.
Don't worry, be happy...
Offline
- Daj mi jeszcze pół godziny. Muszę się przebrać. - mówię z zamkniętymi oczami.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
- Rozleniwiłaś się. - wzdycham. - Dziesięć minut. Czekam na korytarzu. Wiesz... wolałabym się nie zgubić w Pałacu. - mówię czochrając jej włosy.
Wychodzę z pokoju.
Don't worry, be happy...
Offline
- Daniel? - podnoszę głowę.
Odpowiada mi cisza. Wtem do pokoju wchodzi Abigail, niosąc naręcze sukienek. Są błękitne, granatowe, czerwone, szmaragdowe... Zrywam się z łóżka i natychmiast pędzę rozczesać włosy. Zwykle, kiedy ja to robię zajmuje to wieki.
- Pomóc panience? - pyta Abigail.
Kiwam głową. Cieszę się, że nie zostałam sama z czesaniem. Jeżeli mam być na korytarzu za dziesięć minut, a muszę jeszcze założyć sukienkę i resztę to trzeba przyśpieszyć tempo. Po około piętnastu minutach wychodzę z pokoju. A może dwudziestu? Widzę jak Daniel stoi oparty o ścianę.
- Gotowy na zwiedzanie? - unoszę brew.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
- Jak widać. - odpowiadam jej zadowolony. - Chociaż... Trochę długo się grzebałaś. - mówię, śmiejąc się z jej miny. - Szkoda, że nie widzisz teraz siebie. - kręcę głową.
Don't worry, be happy...
Offline
Przewracam oczami.
- To samo poczucie humoru co kiedyś... - stwierdzam. - Wiesz, w Pałacu jest basen. Zawsze mogę cię do niego wrzucić, jak coś. - wzruszam ramionami.
Teraz on patrzy się na mnie dziwnie. Zaczynam się śmiać.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
- Ha. Ha. Ha. Wiesz co, może chodźmy zwiedzać? - pytam. - Coś czuję, że zejdzie nam na tym trochę czasu. - mówiąc to ruszamy korytarzem.
Don't worry, be happy...
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3