Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Problem w tym, że ja nie szukam pracy na stałe. Lecz zaczynam się zastanawiać nad propozycją tego gościa. Moze jest denerwujący, ale proponuje mi pomoc.
Nagle widzę na jego ręce złoty zegarek. To by rozwiązało wszystkie moje problemy.
- Wiesz... Jesteś bardzo miłosierny... - zaczynam i klade dłoń na jego dłoni.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
Nagle ton głosu dziewczyny się zmienia na milszy.
- Naprawdę zastanawiasz się nad moją propozycją? - pytam. W końcu niecodziennie podchodzi do kogoś przystojny biznesmen i proponuje mu ofertę pracy.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
- Nie. - odpowiadam i szybko zrywam zegarek z jego nadgarstka. Potem biegnę ile sił w nogach przed siebie nie zatrzymując sie. Wiem, że źle zrobiłam, ale musiałam.
Słyszę w oddali krzyki za mną, lecz pokazuje tylko środkowy palec i biegnę dalej.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
- Cholera! - syczę. Po prostu świetnie! Proponujesz komuś pracę, a ten najzwyczajniej w świecie cię okrada. W dodatku dziewczyna!
Wkurzony kieruje siędo ddomu.
Courage is to resist fear, mastery Of fear - not absence Of fear.
Offline
Po szkole zadzwoniłam do wujka i powiedziałam, że przejdę się do parku. Obiecałam, że nie wrócę późno i w końcu zgodził się niechętnie.
Robię to co zawsze: wrzucam plecak w krzaki i siadam wygodnie na drzewie. Biorę ze sobą zeszyt oraz ołówek.
Po dłuższej chwili ciszy nagle pojawia się jakiś blondyn i przygnębiony siada na ławce niedaleko drzewa na którym siedzę.
Postanawiam zadziałać i zrywam jednego żołędzia i rzucam w jego kierunku. Żołądź uderza w oparcie ławki z dużym brzękiem.
Offline
Po pracy postanowiłem przemyśleć parę spraw. Uznałem, że najlepszym do miejscem do tego typu spraw będzie park. Usiadłem na ławce i zamknąłem oczy, myśląc o tym co wydarzyło się wczoraj. A było tak normalnie, zwyczajnie. Zachowywalismy się jak przyjaciele. No prawie. A teraz? Wątpię, że jeszcze kiedyś ja zobaczę. Ba! Boję się, że już nigdy z nią nie pogadam.
Z przemyśleń wyrywam mnie uderzenie czymś twardym o moją ławkę. Niemal podskakuję wystraszony. Gdy się orientuję, zaczynam szukać mojego zamachowca. Moją uwagę przykuwa dziewczynka siedząca pod drzewem, która nie może powstrzymać się od śmiechu. Wstaję z ławki i idę do niej, siadam obok i zaczynam się jej przyglądać.
- Próbujesz wykopać mnie pod piasek? - Pytam żartobliwie.
Ostatnio edytowany przez Alain Carlyle (2016-04-18 21:51:20)
Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
Offline
Powstrzymuję śmiech.
- Nieeee... - mówię przeciągle i uśmiecham się z dumą. - Przynajmniej nie jest pan już smutny! - odpowiadam radosnym tonem.
Offline
Czyli to widać. Muszę postarać się zapomnieć, choć na chwilę.
- Młoda damo, nie Panuj mi tu.- Uśmiecham się promiennie. - Alain - pogromca żołedzi, jestem.
Podaję jej rękę.
Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
Offline
- Corrin, królowa żołędzi. - przedstawiam się,podaję rękę i udaję poważną minę.
Offline
- Miło mi poznać Waszą Wysokość. - Mrugam do niej znacząco. Po czym ponownie z uśmiechem mówię: - Jednakże bardzo prosiłbym, aby wszystkie armaty zostały zatrzymane w celach pokojowych. Nie chcemy prowadzić więcej bitew i tak już zbyt dużo ławek ucierpiało.- śmieję się.
Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
Offline
Wybucham śmiechem.
- Dobrze, pokój. - odpowiadam. Śmiejemy się przez chwilę razem aż w końcu zapada cisza. "Pogromca" znów pochmurnieje. - Czemu się smucisz? - pytam poważniejąc.
Nie wiem dlaczego ale przypływają do nie wspomnienia związane z tatą. Kiedy on zaczynał się smucić zaczynały się też różne problemy. Dorośli nie mają łatwo.
Offline
- Moje serce chce się rozerwać ma strzępy, a ja próbuję temu zapobiec. - Wyjaśniam.
Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
Offline
Marszczę nos.
- Serce samo nie może się rozerwać na strzępy. - informuję go. - Ktoś musiał by mu pomuc.
Kiwam nogami na przemian. Raz jedna,raz druga...
Offline
Uśmiecham się smutno pod nosem i zerkam na nią z ukosa.
- Masz rację. Mojemu sercu pomogła taka jedna dziewczyna.- zamyślam się przez chwilę. -A właściwie to sam się do tego doprowadziłem. A ty co robisz tutaj samotnie? Gdzie masz jakiegoś przystojnego kawalera, co?
Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
Offline
Wracam spojrzeniem do blondyna.
- Nie ma. - odpowiadam sucho. - I nie będzie. - burczę pod nosem.
CZY JA MAM NA TWARZY WYPSNIE:
RICK MNIE KOCHA?!?!! ZAPYTAJ O NIEGO?!?!?!
Offline
- Co się stało z Waszą Wysokością! - wypowiadając to niemal Krzyczę. - Dlaczego stałaś się nagle tak oschła? Wybacz pani, jeśli cię uraziłem.
Ostatnio edytowany przez Alain Carlyle (2016-04-18 22:38:35)
Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
Offline
TAK, MASZ!!! (Ash pozdrawia)
Offline
Dwie rzeczy na świecie były w stanie mnie uspokoić. Latanie i zamiana w zwierzęta. Przyjąłem więc postać kruka. Oczy pozostały jak zwykle, jedno czerwone, drugie niebieskie. Przysiadłem kilka gałęzi nad ... to chyba Corrin i zakrakałem gardłowo.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Krzywię się.
- No boooo... - mówię przeciągle. - Och, nieważne. - wzdycham i decyduję się jednak mówić dalej. - Botakijedenchłopakmniezaczepiaidenerwuje. - mówię na jednym wydechu, a słowa zlewają się ze sobą.
Offline
- Uhum.- Uśmiecham się. - Próbuje zdobyć twoją uwagę. A nie potrafi wymyślić niczego mądrzejszego od ciągnięcia za włosy, czy częstego dogadywania.
Nagle ni stąd ni zowąd na gałąź nad nami siada kruk i zaczynam głośno skrzeczeć. Krzywie się.
Ostatnio edytowany przez Alain Carlyle (2016-04-18 22:50:00)
Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
Offline
Postanawiam się trochę zabawić. Zmieniam się w czarnego kota i zaczynam im machać ogonem przed oczami.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
- Jasne wszyscy tak mówią... - odpowiadam i kicham. - Nie lubię kotów. - krzywię się i wymachuję jedną ręką aby odgonić zwierzę.
Offline
Miauczę w ramach protestu i zmieniam się w co innego. Tym razem w wiewiórkę. Czarną. Cholera, czemu to zawsze czarny, czerwony i niebieski? Zaczynam im zrzucać żołędzie na głowę.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
- Uwierz mi, sam tak robiłem, żeby zwrócić uwagę dziewczyn. - Uśmiecham się na wspomnienia z dzieciństwa, kiedy na głowę zaczynają mi spadać żołędzie. Patrzę na dziewczynkę, ale ona siedzi spokojnie. -Coś te zwierzęta się na nas uwzięły...
Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.
Offline
Obrywam żołędziem w ramię.
- Auć. - pocieram bolące miejsce i spoglądam do góry. - Widział pan kiedyś czarną wiewiórkę? - pytam zdziwiona.
Offline