Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiecham się pocieszająco. - Hej, to nie twoja wina. Ja sobie dam radę. Naprawdę. A i tobie będzie lżej. - klepię go w plecy.
You know the world can see us
In a way that's different than who we are
Offline
Spoglądam na niego. - Dzięki, Rick. Zasługujesz na miano brata. - uśmiecham się szeroko.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Czerwienię się lekko. - Dzięki. A teraz, w ramach pocieszenia, co powiesz na spacer do cukierni? - unoszę brwi.
You know the world can see us
In a way that's different than who we are
Offline
Uśmiecham się szeroko. - Z wielką chęcią. - podnoszę się z ziemi.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Spoglądam na niego, ale nic nie mówię. Całą drogę do cukierni i z powrotem głowę zaprząta mi jedna myśl. Po tym wszystkim co powiedział, powinien być przybity. Jednak kilka minut później zachowywał się, jak gdyby nigdy nic. Przeszedł tak wiele, a dalej jest chyba najjaśniejszym punktem tego powalonego miasta. Nie jeden dorosły by się załamał. Ale nie on. I tu doszedłem do sedna sprawy. Potrafię rozszyfrować każdego, oprócz niego. Dlaczego?
You know the world can see us
In a way that's different than who we are
Offline
- Trzymaj. Wypij to. - podaję Jimmy'emu miksturę i czekam aż wypije. - No, a teraz spać.
Offline
- To było paskudne. - krzywię się. - Naprawdę zadziała? - pytam przykrywając się kołdrą.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Kiwam głową i parskam śmiechem na widok jego piżamy w R2-D2.
Offline
- Nie sąooooo... - ziewam i zamykam oczy. Momentalnie zasypiam.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Uśmiecham się i wstaję. - Dobranoc Jimmy. - gasze światło i po cichu wychodzę z jego pokoju.
Offline
Stoję na pustyni, pod krwistoczerwonym niebem. Jestem sam. Zupełnie. Wokół ani żywej duszy. Nie mam bladego pojęcia gdzie jestem. - Mike? - szepczę cicho. Nic. Zero reakcji. Podnoszę głowę do góry, spoglądam prosto w złociste słońce, które w ogóle nie razi mnie w oczy. Dziwne. Dopiero po chwili zauważam, że nie rzucam cienia. Powoli zaczynam się bać. Cisza. Pustka. I ja.
Nagle ten stoicki spokój zostaje zakłócony. W oddali słyszę tętent kopyt. Na horyzoncie pojawia się pięć punktów. Pędzą w moją stronę. Co mam robić? Uciekać? Dogonią mnie bez problemu. Schować się? Nie mam gdzie. Stoję więc w miejscu i czekam sam nie wiem na co.
Pięć koni zatrzymuje się przede mną. Ich kopyta płoną. Dosłownie. Żywym ogniem. Ale zwierzętom zdaje się to nie przeszkadzać. Twarz mam na wysokości ich chrapów i wyraźnie czuję ich nierówny oddech. Na ich bokach błyszczy w słońcu pot. Przyglądam się im. Czarny jak noc. Biały jak śnieg. Czerwony jak krew. Szary jak dym. Srebrny jak księżyc. Na grzbietach czterech pierwszych siedzą zakapturzone postaci. Nie widzę ich twarzy, ale dam głowę, że wpatrują się we mnie.
Czuję powiew wiatru na karku. Jest tak mocny, że kaptury postaci spadają. Kiedy tylko można dostrzec ich twarze, wiatr przestaje wiać. Jakby zrobił to specjalnie. Przyglądam się mężczyznom.
Na czarnym koniu siedzi kościsty mężczyzna, o przekrwionych oczach, okropnie wychudzony, jakby od wielu tygodni nie jadł. Widzę głód w jego oczach.
Na białym koniu siedzi wysoki mężczyzna o żółtawej skórze. Miejscami widać ślady trądu. Co chwila pociąga nosem, jakby miał katar. Na ręce zauważam krosty ospy. Mimo wzrostu garbi się i jest najniższy spośród towarzyszy, jak gdyby nosił na plecach torbę chorób.
Przenoszę wzrok na czerwonego konia i jego jeźdźca, który wygląda dużo żywiej. Jest umięśniony i postawny. Ma brodę przystrzyżoną w szpic. Na jego głowie błyszczy hełm legionisty z pięknym, czerwonym pióropuszem. W ręce trzyma włócznię.
Ostatni z nich, na szarym koniu wygląda najbardziej jak człowiek. Światło odbijające się w kruczoczarnym garniturze razi mnie po oczach. Czarne, zaczesane do tyłu włosy, orli nos i wąskie usta nadają mu surowy wygląd. Jednak uśmiecha się do mnie. Spogląda mi w oczy. Czarne, puste oczy przewiercają mnie na wylot.
Wszyscy czterej patrzą na mnie wyczekująco. Gdzieś… gdzieś widziałem taki obraz. Zamykam oczy.
- Jesteście Jeźdźcami Apokalipsy, prawda? - pytam, a krzywe uśmiechy wykwitają na twarzach trzech pozostałych. Zgodnie kiwają głową.
Wskazuję czarnego Jeźdźca. - Głód. - przenoszę wzrok na drugiego. - Zaraza. - spoglądam na czerwonego konia. - Wojna. I… - przełykam ślinę, kiedy czwarty spogląda na mnie wyczekująco. - Śmierć. - zapada cisza. Ponownie pojawia się wiatr, który rozwiewa ich szaty. Wyglądają majestatycznie i przerażająco zarazem. Drżę.
Szary Jeździec nie spuszcza ze mnie wzroku. Dopiero po chwili przerywa tę martwą ciszę. - James. - kiwa na mnie ręką - Podejdź, chłopcze. - staję obok niego. Śmierć zamyka oczy i wyciąga dłoń w moją stronę. Ściskam ją niepewnie, a na wewnętrznej części czuję gorąco i ból. Ale nie cofam ręki. W końcu on sam ją puszcza. Spoglądam na wewnętrzną część dłoni. Mam tam odciśniętą Omegę. Przyglądam jej się zdziwiony. Ból znika, za to rozlega się głos. - Będziesz Ostatnim. - podnoszę wzrok na Śmierć. Uśmiecha się. Czy… czy on ma w oczach dumę?
Kończę rozmyślanie, bo przywołuje mnie czerwony Jeździec. Gdy podchodzę do niego, kładzie mi dłoń za uchem, a jego oczy zaczynają błyszczeć na zielono. Znów czuję ciepło w miejscu, w którym mnie dotknął. Stoję jednak spokojnie. Po chwili Wojna zabiera dłoń. Dotykam ciepłego miejsca. Pod palcami wyczuwam literkę V. Przepraszam, rzymską piątkę.
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Nie mam też na to zbyt wiele czasu, bo podchodzę do Zarazy. Mężczyzna wyjmuje coś z kieszeni płaszcza i wskazuje moją dłoń. Wyciągam ją w jego stronę, a on kładzie mi na niej zimny przedmiot, po czym zaciska palce w pięść. Cofam rękę i otwieram ją. Na środku leży zawieszony na łańcuszku srebrny pierścień. Przyglądam się sygnetowi przedstawiającemu skrzydło anioła skrzyżowane z mieczem.
Podchodzę do ostatniego Jeźdźca - Głodu. I dopiero wtedy zauważam, że nie ma piątego wierzchowca. Zamiast tego widzę w dłoni mężczyzny dziesięciocentymetrową figurkę przedstawiającą w pełni osiodłanego i uzbrojonego konia ze srebra. Odbieram pozornie ciężką statuetkę, która okazuje się być całkiem lekka.
Robię kilka kroków w tył i przyglądam się całej czwórce. Nagle, koń czerwonego Jeźdźca staje dęba. - Najpierw przychodzi Wojna! - krzyczy gardłowo. Ledwo kończy sentencję, kiedy zachrypniętym głosem odzywa się Zaraza, której koń również staje dęba. - Następnie przychodzi Zaraza. - kiwam głową w zrozumieniu. Tym razem na tylne kopyta podnosi się czarny koń. - Później przychodzi Głód. - słyszę słaby głos mężczyzny. Przenoszę wzrok na ostatniego. - Przedostatnia przychodzi Śmierć. - mówi ze stoickim spokojem, kiedy jego wierzchowiec macha kopytami w powietrzu. Cała czwórka spogląda na mnie wyczekująco. - Ostatnia przychodzi Nadzieja. - mówię niepewnie, a huk ośmiu kopyt uderzających w ziemię prawie zwala mnie z nóg.
Jeźdźcy zawracają swoje konie i poganiają je, zakładając kaptury. - Co mam robić?! - krzyczę za nimi, chociaż wiem, że mnie nie słyszą. Ale dostaję odpowiedź. „Kiedy nadejdzie czas, będziesz wiedział.” Słyszę z tyłu głowy. Spoglądam w czerwone niebo.
***
Budzę się zlany potem. Za oknem jest ciemno. Odkopuję kołdrę. W lewej dłoni trzymam srebrnego konia i pierścień. Zapalam światło i przyglądam się prawej dłoni. Omega wciąż tam jest. Dotykam wciąż ciepłego miejsca za lewym uchem. Rzymska piątka wciąż tam jest. - Mike? - pytam cicho. „Czego młody? Śpię, nie przeszkadzaj mi.” Archanioł milknie. Stawiam statuetkę na biurku i zawieszam pierścień na szyi. - Co to było? - zastanawiam się szeptem i spoglądam na granatowe niebo za oknem kajuty. Dam głowę, że przez chwilę widziałem czterech Jeźdźców mknących przez sklepienie na swoich koniach.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Siedzę na łóżku. - Mike, jesteś tam?
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
- Jestem James - odpowiadam po długim milczeniu.
"A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylko wtedy, gdy zapisana została po to, by odmienić jej bieg."
Offline
- No nareszcie. - mruczę - Oświecisz mnie łaskawie, dlaczego się do mnie bit odzywasz?
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
- Myślałem - odpowiadam krótko. - To nie jest codzienne zdarzenie taka wizja - zauważam.
"A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylko wtedy, gdy zapisana została po to, by odmienić jej bieg."
Offline
- No co ty niepowiesz. - przewracam oczami - I co wymyśliłeś?
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
- Nic czego już nie wiesz. Sam jestem tym lekko zszokowany...
"A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylko wtedy, gdy zapisana została po to, by odmienić jej bieg."
Offline
- Och doprawdy? - zaczynam bawić się srebrnym wierzchowcem
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
- Uwierz, nie jestem zadowolony moim niedoinformowaniem. - zapewniam. - Chciałbym powiedzieć coś co by pomgło, ale nie mogę, bo nie wiem...
"A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylko wtedy, gdy zapisana została po to, by odmienić jej bieg."
Offline
- Rozumiem. - kiwam głową - Wiesz coś więcej, niż powiedział mi twój mały demonek?
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Gdyby James mnie widział, pewnie prychnął by z mojej miny.
- Arael - stawiam lekki nacisk na jego imię - nakreślił ci wszystko bardzo dokładnie.
"A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylko wtedy, gdy zapisana została po to, by odmienić jej bieg."
Offline
- Cudowinie. - prycham - I przestań się rumienić, bo zaraz będę miał gorączkę. Dobrze wiesz jak to działa.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
- Doskonale wiem jak to działa. Ty również. Więc przestań mnie prowokować - proponuje.
"A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylko wtedy, gdy zapisana została po to, by odmienić jej bieg."
Offline
- Okej. - wybucham śmiechem - Urocze.
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
- Wyczerpujący opis James. Jestem z ciebie dumny - rzuciłem lekkim z sarkazmem.
"A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylko wtedy, gdy zapisana została po to, by odmienić jej bieg."
Offline