Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Wychodzę z siedziby późnym wieczorem. Nad miastem panuje mrok, który rozświetlają jedynie pojedyncze latarnie.Nienawidzę papierkowej roboty. Skręcam w jedną z bocznych uliczek.
Zawsze tędy wraca, bo jest o wile szybciej.
A ja jestem kompletnie wykończona. Idąc ulicą szuram nogami po powierzchni.
Jest dosyć chłodno ale ja mam na sobie jedynie cienką koszulkę na ramiączkach i szorty. Moją skórę pokrywa gęsia skórka.
Mijam grupę kompletnie pijanych kolesi, którzy obrzucają mnie bezczelnymi spojrzeniami. Olewam ich i idę dalej. Ale oni mają w planach coś zupełnie innego. Ruszają za mną.
- Idioci. - mruczę pod nosem.
Przyspieszam kroku, a oni razem ze mną. Przechylam głowę w bok aby zerknąć za siebie. Za mną idzie tylko trzech facetów. I nie wyglądają na pijanych.
- Ej,ej panienko! - woła jeden.
- Poczekaj na nas! - dodaje drugi.
Nic nie odpowiadam. Jestem tak strasznie zmęczona. Ledwo patrzę na oczy. Jeśli mnie dogonią... Nie wiem czy uda mi się uciec. Nie ryzykuję.
- Nie chcesz pójść z nami?! - nie mam pojęcia który mówi. Ich słowa zagłusza wiatr. Ruszam biegiem przed siebie.
Biegną za mną. Biegną.
Już prawie dobiegam do głównej ulicy gdy nagle jeden łapie mnie za przedramię i pcha na ścianę. Uderzam głową o mur. Mrugam kilka razy aby odzyskać ostrość widzenia.
- Zostaw mnie. - robię krok do przodu i odpycham kolesia, który okazuje się wysokim brunetem. Zatacza się trochę do tyłu ale nie na tyle bym mogła uciec. Znów pcha mnie na ścianę.
Zaczynam panikować. Nie mam na nic siły. Na ucieczkę. Na wyrywanie się. Nie mam nawet siły by krzyczeć.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Idę w stronę Reynolds Consolidated, gdy wyczuwam silne emocje. Mieszanka emocji upitych ludzi, z ich pożądaniem i jeden "głos" strachu i wyczerpania. Zaciekawiony podążam w stronę, z której to wyczuwam, a gdy jestem coraz bliżej, staję się częściowo niewidzialny. Wychodzę zza rogu i zauważam grupkę facetów i przypartą przez jednego do ściany dziewczynę. Zaraz... Czy to jest Echo?
Wychodzę z cienia i mężczyźni mnie zauważają. Brzydzę się nimi. Pijańska chołota, nie znająca umiaru i myśląca tylko o jednym.
- A laluś tutaaaj... czegoo? - Pyta jeden i rechocze.
Unoszę brew.
- Powiedz koledze, żeby zostawił damę, bo nie skończy się to dla was ciekawie - mówię zimno.
Cała banda patrzy po sobie i wybucha śmiechem.
- I co ty nam niby zrobisz, przystojniaczku? - Pyta sarkastycznym tonem inny z nich.
Unoszę wzrok do góry. Typowe. I bardzo amatorskie.
Skupiam się najpierw na mężczyźnie trzymającym Echo. Przejmuję kontrolę nad jego emocjami i sprawiam, że odczuwa ogromny ból. Facet pada na ziemie i zaczyna się zwijać z bólu tak ogromnego, że ciężko to sobie wyobrazić.
Jego "koledzy" patrzą na to przerażeni i klną. Unoszę brew.
- Ktoś jeszcze ma jakieś problemy, do panienki? - Pytam.
Nawet się nie oglądają za siebie, gdy uciekają, zostawiając swojego zwijającego się z bólu kumpla. Jeszcze przez chwilę kontroluję jego emocje, po czym w końcu go zostawiam. Nie może się podnieść i leży na plecach, łapczywie łapiąc oddech. Nie żeby mnie to obchodziło.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Cała się trzęsę. A po policzku spływa kilka łez, które jak najszybciej wycieram.
Odsuwam się szybko od kolesia na ziemi. Coś jest nie tak z moim barkiem. Boli jak cholera.
Opieram się o ścianę, a potem osuwam się na ziemię. W końcu podnoszę zaczerwieniałe oczy na Jonathana.
- C-co tu robisz? - pytam.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Kontroluję jej emocje i ją uspokajam. W takim stanie nie może sensownie myśleć.
- Wracam do mieszkania. Lepsze pytanie, co ty tu robisz? - Pytam.
Facet na ziemi patrzy na mnie przerażony. Próbuje się podnieść. Przewracam oczami i podchodzę do niego. Uderzam go z pięści w twarz a on pada nieprzytomny na ziemię. Na jakiś czas będziemy mieli od niego spokój.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Oblewa mnie dziwny spokój, który kompletnie nie pasuje do sytuacji.
Otaczam się ramionami i biorę drżący oddech.
- Wracałam... - kręcę głową i szybko się poprawiam. - Wracam do domu.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Z siedziby? Papierkowa robota? - Pytam domyślnie. W sumie, chyba powinienem spytać o coś innego. - Nic ci nie jest?
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
- Nic. Już nic. - mówię szybko i próbuję wstać ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
Czuję się idiotycznie.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Odruchowo łapię ją, zanim się przewróci.
- Nie jest to chyba dobry pomysł. Usiądź - mówię i puszczam ją.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Z powrotem siadam na ziemi. Chowam twarz w dłoniach. Biorę kilka głębokich oddechów.
- To mnie wykańcza. - mówię bardziej do siebie. Mój głos jest spokojny i opanowany. To na pewno jego sprawka.
W głębi duszy dziękuję za to, że mi pomógł.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Czuję - stwierdzam. - Ale o tym już rozmawialiśmy i nie jest to raczej dobry temat po ataku pijanych poje*ów.
Siadam obok niej na ziemi.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Z trudem przełykam ślinę i kiwam potakująco głową.
- Ostatnio zrobiłeś się strasznie opiekuńczy. - zauważam kiedy siada obok mnie. Uśmiecham się krzywo.
Patrzę przed siebie na jakieś nieudolne bazgroły na murze.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Unoszę brew.
- Wnioskujesz to po tym, że nie pozwoliłem cię zgwałcić?
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
- Tak. - mruczę. - Na co dzień zachowujesz się tak jak by gówno cię obchodziła reszta świata. - wzruszam ramionami.
Zerkam na niego z ukosa.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Również wzruszam ramionami.
- Bo mnie gówno obchodzi reszta świata. Ale jesteś potrzebna w agencji. Poza tym... uznaj, że miałem lepszy wieczór.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Śmieje się sucho.
- Za to mój wieczór nie należy do najbardziej udanych. - obejmuje się ramionami czują chłód od ściany i podłoża.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Tak też podejrzewam - mówię rzeczowo. - Choć chyba już od jakiegoś czasu twoje życie nie jest zbyt udany.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Wypuszczam powietrze z płuc.
- Od jakiegoś czasu... - powtarzam.
Alain, moje moce, Misty i jej pomyłka, wściekła Mind. Niezbyt udane to mało powiedziane...
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Dodatkowo twoja siostra jest jakaś znerwicowana, a wasza sojuszniczka zaginęła. Nie wygląda to dobrze - mówię. Opieram głowę o ścianę. - Dużo komplikacji.
Przestaję wpływać na jej emocje. Chyba da sobie radę sama.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Spokój opuszcza moje ciało. Dłonie zaczynają mi się trząść. Zaciskam palce w pięści i przyciągam kolana do piersi.
- Moje życie się sypie. Wiem o tym. - mówię drżącym głosem. - Nie musisz mi o tym przypominać. Wiem to. - powtarzam.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Nie muszę, ale podobno wszystko mnie gówno obchodzi - mówię ironicznie.
Wyciągam telefon i sprawdzam godzinę.
- Możesz już wstać? - Pytam.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
- Chyba mogę.
Zaczynam powoli się podnosić. Kolana nadal mi się trzęsą ale w końcu chwiejnie staję na prostych nogach. Jedną ręką opieram się o ścianę bo mam straszne zawroty głowy.
- Moja głowa. - jęczę cicho i pocieram skroń wolną ręką.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Znowu przejmuję kontrolę nad jej emocjami i trochę zmniejszam ból, przynajmniej na czas rozmowy.Zastanawiam się przez chwilę.
- Daleko stąd mieszkasz, Briss? - Pytam.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Przymykam lekko powieki.
- Kawałek. - mówię i puszczam się ściany. - Ale to zdecydowanie mój problem. - mruczę i robię kilka chwiejnych kroków do przodu zostawiając Jonathana za sobą.
Na chwilę tracę równowagę by zaraz znów ją odzyskać.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Wstaję z ziemi. Nie idę za nią, tylko opieram się o ścianę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo bezsensowny jest to pomysł? - Pytam.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Odwracam się, a włosy wpadają mi do oczu ale nie zawracam sobie głowy aby je odgarnąć.
Przygryzam dolną wargę.
- Mam lepsze wyjście? - pytam unosząc brwi. Rozglądam się. - No tak. Mogę w sumie tu zostać i poczekać... - uginają się pode mną kolana.
Cała się rozsypuje. Nie chcę tego. Chcę znów być taka jaka byłam. Nic nie czuć i myśleć tylko o sobie i siostrze. I nie przejmować się niczym innym.
Czy kiedykolwiek uda mi się odzyskać choć okruch z tamtych czasów?
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline