Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Kiedyś też to wszystko opanujesz. - Uśmiecham się i wstaję. - Muszę już iść. Obiecałam... Alex, że się z nią spotkam.
Głaskam Dereka, potem łaskoczę Casiela.
- Do zobaczenia Cas! - odwracam się do Maxa. - Cześć, Max.
Wracam do środka.
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline
Macham jej jedynie. Podnoszę Casiela i zauważam coś w jego ręce. Naklejkę. Dokładnie taką, jak naszyjnik Harmony. Chyba, że go zakleiła, ukrywając prawdziwy wisiorek. Chowam papierek do kieszeni i wracamy do zamku.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Moja limuzyna zajechała pod pałac około piętnastej. Byłem lekko wykończony długą podróżą.
Kiedy Bella napisała mi SMS-a, aby czym prędzej przylatywał, już byłem w trakcie kształtowania sobie planu podróży. Nie było problemu, aby urwał się na kilka tygodni z Francji. Ostatnio wszystko kręci się wokoło mojej siostry - następczyni tronu. Nie mam nikomu tego za złe. Jej należą się tytuły i korona. A ja dzięki temu zamieszaniu mogę zobaczyć się z moją Bellą.
Bella... już jestem kochanie. Nie martw się. Teraz wszystko będzie dobrze.
Choć na dobrą sprawę nie wiedziałem co się stało. Nie mogłem się do niej dodzwonić, dodzwonić tak bardzo pragnąłem usłyszeć jej jedwabisty głos. Mam nadzieję, że moja ukochana nie musiała czekać na mnie zbyt długo.
Wysiadłem z limuzyny, oflagowanej barwami mojego narodu, i odetchnąłem popołudniowym powietrzem Angeles. Moja służba już zajmowała się kilkoma torbami, które zabrałem ze sobą. Nie spodziewam się, aby Max był skory pożyczyć mi kilka ubrań, więc musiałem się sam wyposażyć. Zostawiłem sobie tylko jedną, niewielką torebkę i różę z dostojnie uniesonymi płatkami. W torebce miałem prezent dla Belli. Jej ulubione francuskie bombonierki. Może nie jestem oryginalny, ale zdecydowanie mojej ukochanej prezent się spodoba.
Pamiętam, że kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, dziewczyna była lekko wystraszona i cały czas podjadała właśnie te czekoladki. Potem przekonała się do mnie. A kiedy postanowiłem wyznać jej swoje uczucia...
Kochałem ją od pierwszego dnia naszego poznania. Ale potrzebowałem czasu, aby zdać sobie z tego sprawę.
Zebrałem się w sobie i ruszyłem przez dziedziniec pałacowy z czekoladkami i różą w rękach.
Illéa. Witaj. Oto i jestem na wezwanie księżniczki mojego serca.
''Potrafimy kochać i marzyć
Dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami...''
Offline
Nim wyszliśmy na zewnątrz, zatrzymałem Dereka. - Bądź groźny, ok? - mój inteligentny pies automatycznie nastroszył sierść i zmarszczył nos. Jego oczy zabłysnęły zabójczym blaskiem. Wysunął kły. - Dobry piesek. Ale nie ja. On. - wskazałem Blaszaka na dziedzińcu. Pies kłapnął szczęką na znak zrozumienia i zaczął warczeć. Wyszliśmy na dziedziniec. Ja z rękami za plecami i dżokerskim uśmiechem powolnym krokiem kierowałem się w stronę tego nieszczęśnika, który nie wiedział, co ze sobą zrobić. Obok mnie Derek, przyczajony jakby do ataku. Stanęliśmy 5 metrów od Blaszaka. Chrząknąłem.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Zobaczyłem Maxa i jego wilczka. Patrzył na mnie i szczerzył kły, jakby zastanawiając się jak tu rozgryźć mi czaszkę.
Wilk też nie wyglądał na szczęśliwego.
Ja jednak postanowiłem zachować choć ksztyne uprzejmości.
- Witaj Max! - powiedziałem wyciągając do niego rękę. - Dawno się nie widzieliśmy. Czy ominą mnie jakiś pogrzeb, czy zmieniłeś "look"? - zapytałem.
''Potrafimy kochać i marzyć
Dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami...''
Offline
- Taaaa, też miło cię widzieć. - mówię, jednak nie witam się z nim. Derek przylgnął do ziemi. - Mój pies chyba cię nie lubi. A to pech. Wygląda na to, że będziesz miał ogon. - wilk zawarczał na znak zgody, a Blaszak się wzdrygnął.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Taa... to na pewno nie jest wina jego pana i jego intensywnej tresury przeciwko mnie...
Ja jednak staram się przywołać na twarz powagę.
- Max, widziałeś ostatnio swoją siostrę? Czy coś jej dolega? Bardzo się wystraszyłem kiedy napisała do mnie, że mam natychmiast przyjeżdżać....
''Potrafimy kochać i marzyć
Dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami...''
Offline
Wychodzę na dziedziniec i widzę Maxa z... księciem Francji? Marszczę brwi.
Od razu widać, że między nimi jest napięta sytuacja. Podchodzę więc, bo mam wrażenie, że zaraz rzucą się sobie do gardeł.
Dygam przed nimi.
- Witam, jestem Harmony Wells. - Podaję dłoń księciu Francji. - Przychodzę zapobiec rękoczynom, których możliwość jest ewidentnie widoczna.
Chyba wybuchnę śmiechem. Udawanie przesadnie dostojnej jest naprawdę zabawne.
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline
- Och, cóż. Jest poważnie chora, po swoim pobycie we Francji. Ma jakiegoś pasożyta. Ale spokojnie, za jakiś czas jej przejdzie. Jakieś 8 miesięcy. Coś koło tego. - prycham i spoglądam na Harmony. Uśmiecham się słodko. - Harmony, poznaj Blaszaka.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
- Jacy wy jesteście oboje uroczy. Jak dwie zdechłe dżdżownice. - Mówię, cytując Haymitcha z "Igrzysk Śmierci".
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline
Wszytko dzieje się za szybko. Chwila zastanowienia i nagle oczy wychodzą mi na wierzch.
- Pasożyt?! - krzyknąłem. - osiem... nie... nieeee... - łapię się za głowę. Przepełnia mnie euforia i zaskoczenie. Ignoruje zabójcze spojrzenie Maxa i jego obelgi.
- Ja... - Nie zdołam więcej wydusić przez szeroki uśmiech na mojej twarzy.
''Potrafimy kochać i marzyć
Dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami...''
Offline
Odwzajemniam uśmiech. - Podzielam twoją radość, ale niestety, jesteś już trupem. Zrobiłeś dziecko córce króla. I mojej siostrze. Nie chciałbym być w twojej skórze. - po chwili wpadam na pewien plan. - Ale zaraz. Ależ jestem nieuprzejmy. - uśmiech Jokera wraca - To nie była moja sprawa. Ups... - wcale nie jest mi żal. Jego zadowolenie tylko mnie bawi. Biedaczek nie wie, jak bardzo jest udupiony.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
- Odezwał się lepszy. - Warczę, po czym odzywam się grzecznie do Blancharda. - Cieszę się księcia szczęściem.
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline
- A...ale... - nagle usłyszałem powarkiwania dziewczyny obok. - Max? Nie lepszy? Przepraszam, ale chyba bardzo dawno tu nie byłem - zauważam. Wojna? Wojna....
''Potrafimy kochać i marzyć
Dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami...''
Offline
- Dziękuję. -odpowiadam sarkastycznie i uśmiecham się, bo w moją stronę biegnie Casiel. Biorę małego na ręce. - Co ty tu robisz, kolego?
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Zignorował mnie.
Ale w sumie sie nie dziwię. Podleciał do niego jakiś chłopczyk. Słodki. Mały i uroczy i... tak podobny do Maxa...
Nie chcę tego komentować. Widzę tylko, że nie naprawdę nie będę samotnym ojcem. Ale muszę się zobaczyć z Bell...
''Potrafimy kochać i marzyć
Dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami...''
Offline
- Może lepiej już sobie pójdę. - Przewracam oczami.
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline
Przeszłam już pół pałacu w poszukiwaniu Casiela, nie możliwe aby daleko uciekł. Bell mnie zabiję, wyszła tylko do to toalety a ja miałam chwilę małego popilnować. Po chwili poszukiwań zawitałam na dziedziniec gdzie stał Max z Księciem Francji,zaraz co tu robi książę Francji?! Obok stała też Harmony. Podeszłam do nich z szpilkami w rękach, bieganie na obcasach nie jest zbyt wygodne. - O tutaj jesteś, mały uciekinierze- odetchnęłam z ulgą.- Cześć Max.- uśmiechnęłam się.
"People cry, not because they’re weak. It’s because they’ve been strong for too long."
Offline
Wzruszam ramionami i stawiam chłopca na ziemi. - Może wejdziesz do środka, Blaszaku? Wybacz, ale nie potrafię spamiętać twojego nazwiska. - widzę Katherine i uśmiecham się - Chyba ci uciekł. - wskazuję na Casiela - Gdzie moje maniery. Katherine, oto Etam Blaszak Któryś. Poznajcie się.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
Wkurzają mnie już te Eliminacje i te nadęte, wyższe kasty.
Muszę się na czymś wyładować, a jeśli oni dalej będą zachowywać się jak gówniarze, to zrobię to na nich.
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline
- Katherine Rhodes- mruknęłam do Francuza i zajęłam się Casielem, biorąc go na ręce aby znowu mi nie uciekł.- Dawno przyszedł? Szukałam go wszędzie.- zwróciłam się do Maxa z uśmiechem.
"People cry, not because they’re weak. It’s because they’ve been strong for too long."
Offline
Ucałowałem dłoń damy, jak kultura nakazuje i zwróciłem się do Maxa.
- Doskonale wiesz jak mam na nazwisko. I jeśli twierdzisz, że jestem "któryś" to gratuluję, nie opanowałeś liczenia do JEDNEGO!
''Potrafimy kochać i marzyć
Dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami...''
Offline
- Przestaniecie zachowywać się jak dzieci, czy mam was doprowadzić do porządku? - Warczę na obu. Zaraz od tego warczenia stanę się wilkiem.
Te wysokie kasty do jakaś gównarzeria. Kłócący się książęta, ignorująca Ethana Katherine. Wszyscy są tacy sami.
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline
- Przed chwilą. - spoglądam z pogardą na Blaszaka. - Biedactwo, ale ty jesteś drugi. Drugi w kolejce do tronu. Zawsze będziesz drugi, mały nieszczęśniku. - tarmoszę mu włosy - Ale nie martw się. W jednej rzeczy jesteś pierwszy. Pierwszy i ostatni raz tu jesteś koleżko. A teraz, o ile zostanie mi pozwolone, nakarmię mojego wilka. Nie chciałbym, żeby się na kogoś rzuci. - potulny jak baranek Derek zaczął się ocierać o moje nogi. Poprawiłem krawat. - Mój ojciec jutro wraca. Powodzenia. - prycham i odchodzę.
I'll throw away my faith, babe, just to keep you safe.
Offline
- Jak ja was wszystkich nienawidzę. Was i tych waszych debilnych problemów. Ludzie nie mają co jeść, umierają na ulicy jak porzucone śmiecie, a wy się kłócicie o tytuły i o to, kto jest czyim ojcem. Nienawidzę was, bo macie nas wszystkich w dupie i obchodzi was tylko koniec własnego nosa. Jesteście wszyscy tacy sami i na pewno nie mam w planach wygrać tych popieprzonych Eliminacji, by przesiadywać w towarzystwie ludzi takich jak wy. Egoiści. - Syczę. Może nie powinnam się wyładowywać na księciu i Katherine, ale jakoś mi lepiej.
Odwracam się i idę do pałacu.
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline